Budowana w jego miejscu nowa część obecnej ul. Focha, została wkrótce połączona z ul. Kr. Jadwigi. W tym celu musiano rozebrać na ul. Garbary kamienicę nr 11, wraz z przylegającą do niej 'leśniczówką'. Moi koledzy wyprowadzili się z tej kamienicy w końcu 1974r. Jeśli dobrze pamiętam, to do końca 1975-go, kamienicy tej już nie było i została zakończona budowa 'nowej' Jadwigi.
Moje najstarsze zdjęcie ulicy mojego dzieciństwa i młodości, pochodzi z 1959 roku. Zdjęcie zostało zrobione przed bramą kamienicy nr 12.Małą ciekawostką na tym zdjęciu może być to, że dosyć długo płytki chodnikowe ułożone były tam w 'karo'...

Uploaded with ImageShack.us
Zdjęcie kamienicy 11, wraz z leśniczówką, pokazane niżej, pochodzi z Kalendarza Bydgoskiego. 'Lesniczówka' była pierwszym miejscem moich i rówieśników 'sezonowych dochodów'. W pobliżu i nad kanałem było dużo drzew. Zbieraliśmy kasztany i żołędzie. Leśniczówka skupowała je. Zimą dokarmiano nimi leśne zwierzęta. A dzieciaki miały swoją 'forsę'.

Uploaded with ImageShack.us
Pamiętam też kilka zakładów pracy na Garbarach. Większych i mniejszych. Na zdjęciu poniżej, pokazującym już 'przebite' Garbary, widać w środku, a właściwie nieco z prawej, w głębi,miedzy drzewami, budynek z dużymi trzema oknami... W 'moim' domu, na pierwszym pietrze, mieszkał pan H. z rodziną. Był on właścicielem tej małej fabryki słodkości. Produkowane tam były głównie 'Ciągutki', zwane też 'mordoklejkami'. Również różne lizaki, bączki itd. Miał on bardzo miły zwyczaj robienia paczek ze słodyczami na Gwiazdkę, 'od Gwiazdora', dla dzieciaków naszej kamienicy. Pamiętam go jako staruszka. Gdy przestał aktywnie rządzić swoją fabryką, skończyły się też i dla nas słodkie uciechy...

Uploaded with ImageShack.us
C D N
Oczywiście najwięcej cukierków powstawało w Jutrzence, której jeden z zakładów wciąż jeszcze jest na Garbarach 5. Na zdjęciu poniżej, zrobionym 'w Kąciku', w stronę Garbar, widać właśnie z lewej strony płot Jutrzenki. Tędy chodziłem i wracałem ze szkoły. Bardzo wiele razy zdarzało się, szczególnie gdy byłem jeszcze mały, że siedzące za płotem panie (wtedy była to siatka), które miały przerwę, lub może wychodziły na papierosa, widząc że idziemy, (chodziło się najczęściej z kolegami, np po 3 osoby) , wołały nas i dawały w garść 'Irysy'. Tak nazywały się produkowane tam cukierki. Oczywiście bardzo byliśmy ucieszeni.
Czyli były to buble. Ale dla mnie to był skarb! A moja mama i tak mi je podbierała i normalnie wysyłała... Ale myślę,że może jedną gdzieś jeszcze mam.

Uploaded with ImageShack.us
CDN

















[/URL]
